Byliśmy w kinie: Infiltracja (The Departed)

2006-11-21  slawek-

Wstęp
Za Leonardo DiCaprio ciągnie się „zła sława”, przynajmniej u męskiej części widowni. Facet ma przyklejoną etykietkę „słodkiego kochasia” (wiadomo po czym). A u mnie nie ma — bo po pierwsze nie poleciałem 10 lat temu do kina na wiadomo co, po drugie uwielbiam „Człowieka w żelaznej masce„, a po trzecie świetnie zagrał w „Złap mnie, jeśli potrafisz„. Tyle.

Matt Damon. Genialny w „Buntowniku z wyboru„, bardzo dobry w wielu filmach w drugim planie, ale niesamowicie płaski w obu Bournach i beznadziejny we wszystkim czego dotykał Kevin Smith. Mam lekkie uczulenie na gościa i to wcale nie z jego winy. Po prostu jego osoba nierozerwalnie łączy się z Benem „dupką” Assfleckiem (tak, staram się maksymalnie go obrazić). Tyle.

Drugoplanowy Mark Wahlberg. Uwielbiam jego postać w Rock Star. Tyle.

Rozwinięcie
Poszedłem z pandim na „Infiltrację„. Wiedziałem, że na IMDb figuruje już w pierwszej setce filmów wszech czasów. A takich filmów z reguły nie lubię. Taka pozycja wskazuje często na to, że film jest trudny, skomplikowany, zakręcony, popieprzony lub po prostu nudny (bo dla mnie kino to rozrywka, a nie refleksja i studium życia).

Na szczęście okazało się, że nie jest źle. Mało tego, jest wyśmienicie. Głównie ze względu na wiarygodnych bohaterów, bardzo dobrze zagranych przez pierwszoplanową parę. Świetną robotę zrobił też Jack Nicholson – jego Frank Costello jest demoniczny, odrażający i w żadnym razie nie przerysowany (gdyby ktoś doszukiwał się analogii do Jokera).

Fabuła obfituje w sporą liczbę ciekawych zwrotów akcji, choć był taki moment w którym kolejny taki zabieg spowodował u mnie ironiczny uśmiech i przywołał skojarzenia z produkcjami Tarantino (co komplementem w żadnym razie nie jest). W każdym razie zapobiegały znudzeniu. A było kilka przydługich momentów w których chciałem wychodzić, ale pewnie dlatego, że poszliśmy na wieczorny seans i byłem najwyraźniej zmęczony.

Sporej dawki humoru dodała filmowi postać porucznika Dignama (Wahlberg). Jego tyrady i potyczki słowne (łagodnie rzecz ujmując) ze wszystkimi dookoła to prawdziwy dialogowy majstersztyk. To głównie dzięki niemu w filmie można doliczyć się w sumie dwustu trzydziestu siedmiu wystąpień słowa „fuck” ;-)

Interesujące jest to, że wchodząc z kina czuje się mimo wszystko sympatię do głównych bohaterów… z wyjątkiem Costello oczywiście.

Na koniec kilka ciekawostek. Nicholson zdecydował się wziąć rolę Franka głównie ze względu na to, że po serii komedii chciał znowu wykreować czarny charakter, a według jego słów Costello jest złem wcielonym. Początkowo rolę miał dostać Robert De Niro, ale musiał zrezygnować (na całe szczęście). Jedną z pierwszoplanowych ról miał początkowo wziąć Brad Pitt, ale na szczęście był zajęty innym projektem. I ostatnie co filmowi wyszło na dobre to fakt, że DiCaprio zrezygnował w innego projektu, żeby zagrać w Departed.

Zakończenie
Rozpisałem się. więc nie będzie zakończenia. Napiszę tylko, że szczerze polecam :-)

P.S. Nie wspomniałem jeszcze, a dla wielu to będzie dodatkową rekomendacją, że film wyreżyserował Martin Scorsese.

“Byliśmy w kinie: Infiltracja (The Departed)”, Komentarze: 5

  1. Banan:

    A ja o końcówce napiszę! Cały film jest absolutnie świetny i genialny, choć przyznam szczerze, że chyba będę musiał go obejrzeć po raz drugi, żeby wszystko zakumać :) Niestety końcówka jest tak spieprzona za przeproszeniem, że aż nie wiedziałem czy się śmiać czy rzucić czymś ciężkim w ekran. To tyle. Mimo wszystko również film bardzo polecam!

  2. slawek-:

    Właśnie końcówkę miałem na myśli pisząc o ironicznym uśmiechu i skojarzeniach z Tarantino. Cóż, moim zdaniem zaskakuje, ale wcale nie wypada źle. Człowiek wychodzi z kina zrelaksowany i troszkę oczyszczony z bagna, które oglądał przez dwie godziny.. Mi się podobało :-)

  3. sokol:

    Dodam od siebie, ze jest to hollywoodzka wersja chinskiego oryginalu ktory mialem przyjemnosc ogladac. Infilitracje pewnie tez zobacze ale… oryginal tez byl swietny. Nie bylo moze super efektow specjalnych, ale bardzo dobrze dobrane scenerie i calkiem niezli aktorzy. Mimo ze jezyk moze wielu odrzucac, dla kontrastu polecam obejrzenie oryginalu. Tytul to Infernal Affairs (Wú Jiàn Dào) – produkcja prosto z Hong Kongu.

  4. pandi:

    No i oryginał jest całą trylogią, ciekawe czy Scorsese się podejmie :) .

  5. nasturcja:

    Pamiętacie DiCaprio w „Co gryzie Gilberta ..”? Jest dobrym aktorem. A NIcholson zawsze świetny. Podobało mi się, jak w recenzji jakiegoś filmu napisano, że Tom Cruise i Demi Moore to gwiazdki przy Nicholsonie – aktorze.

Leave a Reply