Sukces… i co dalej?

2008-04-07  Madzia-

Jak powszechnie wiadomo (przynajmniej matkom) dzieci dzielą się na te, które śpią i na te, które nie śpią. Hania należy do tej drugiej grupy. Objawia się to częstym budzeniem w nocy oraz trudnościami z zasypianiem. Oczytana w Tracy Hogg wiem, że te trudności z zasypianiem to moja wina, bo nauczyłam ją, że do zaśnięcia potrzebna jest mama, im bliżej tym lepiej. A skoro mama potrzebna jest wieczorem, to również w nocy, jak się dziecko obudzi, szuka mamy obok siebie, nie znajduje, woła, wiadomo, co dalej. Mama wyłazi z własnego wyrka i lezie do dziecka, daje smoczka, przytula, a w przypadku szczególnie uporczywego niezasypiania siedzi przy łóżeczku, kiwając się smętnie przez bliżej nieokreślony czas. Niefajnie, nie?

Poczytawszy to i owo oraz mając serdecznie dość tego, co się dzieje, zabrałam się do odzwyczajania Hani od zasypiania ze mną. Punkt wyjścia to było siedzenie przy łóżeczku z jedną ręką przytuloną do jej buzi, a drugą trzymanie jej za rączkę. I śpiewanie. Punktem dojścia ma być samodzielne zasypianie dziecka. Po około dwóch miesiącach osiągnęłam częściowy sukces – od trzech dni Hania zasypia już całkiem bez trzymania mnie za rękę, wystarczy, że siedzę przy łóżeczku. Trzyma za łapkę misia Dudu.

I teraz pytanie za sto punktów – co dalej? Jak od tego siedzenia obok przejść do etapu, że mama przytula, daje buziaka i _wychodzi_? Kończę czytać „Język dwulatka”, jest tam opis podobnego przypadku trudności w zasypianiu (no, trochę bardziej skrajnego), ale akurat to przejście skwitowane jest zdaniem „Po dwóch miesiącach rodzice mogli już wyjść z pokoju przed zaśnięciem chłopca.” JAK??!!

Aha – od razu mówię, że metoda „niech sobie popłacze przez trzy wieczory, a czwartego już zaśnie” mnie nie interesuje. Chodzi mi o takie minimalne kroki, które nie sprawiają, że dziecko czuje się źle, a jednak prowadzą do zmiany zachowania. I właśnie nie mam pomysłu, jaki ten kolejny minimalny krok ma być. Siadać dalej od łóżeczka? A później w drzwiach?

“Sukces… i co dalej?”, Komentarze: 13

  1. Aneta:

    A jak tłumaczyłam ojcu swojemu, że jak będzie mi Antosia za łapkę trzymał to ja później skończę jak Ty Madziu – siedząc przy łóżeczku i przytulając opadającą ze zmęczenia głowę do szczebelek, to mi nie wierzył! Na szczęście my Tośka nauczyliśmy samodzielnego zasypiania i na dobra sprawę jak tylko kładzie się Go wieczorem do łóżeczka to zasypia sam. Czasami jesteśmy w pokoju podczas zasypiania i szepczemy coś do siebie, bo na razie ma jeszcze łóżeczko w naszej sypialnii (w nogach;)), ale nas nie widzi i najczęściej nie słyszy, więc się nie liczy ;) Pomysł, który zasugerowałaś na końcu wydaje się chyba najbliższy prawdy, niestety ;) Hania z tego co pamiętam musi mieć grobową ciszę do zaśnięcia, czy się mylę? Bo jeśli nie, to stopniowo Wasze szepty mogłyby Jej pomóc, bo przynajmniej wiedziałaby, że tam jesteście. Ja na szczęście mam jeden rozdział do czytania mniej :)

  2. Madzia-:

    To przyzwyczajenie Hani do zasypiania ze mną nie wynikło z tego, że tak bardzo chciałam ją trzymać za łapkę, tylko że od urodzenia tak machała rączkami zasypiając, że sama się przez to budziła – więc zaczęło się od tego, że trzymałam ją, żeby nie machała… I tak dalej.

    Nie, Hania nie potrzebuje grobowej ciszy, u niej w pokoju sporo dźwięków słychać, a jak już śpi, to hałasy jej nie przeszkadzają. Więc to raczej nie w tym rzecz, że leży w całkowitej ciszy i ciemności, i musi mieć kogoś pod ręką ;)

  3. Sokol:

    Zalatw jej jakiegos faceta zeby ja potrzymal za reke :)

  4. magdalena:

    o kurczę to niefajnie. a spróbuj położyc do łóżeczka, poczekać chwilę i wyjść. zobaczysz co się zdarzy. Albo może cichutko radio włączyć, ale tak żeby słyszała (matyldzie to pomaga). W sumie to doświadczenia w tej kwestii nie mam w ogóle. Jedyne czym mogę się pochwalić to fakt, że mała nie zaśnie bez cycka w buzi. A i tu chyba nie ma się czy chwalić.

    Z drugiej strony jak Hania będzie już gotowa do zasypiania sama, to i sama zaśnie. Nie wiadomo tylko kiedy to nastąpi. A jak to jest jak tata układa ją do snu? Może niech tata spróbuje,jakąś bajkę poczyta, a ty nawet do pokoju nie wchodź. Choć pewnie wszystkie metody sprawdzone już macie..

  5. Madzia-:

    Magdalena – wiem, co się zdarzy, jak ją położę i wyjdę – momentalnie wstanie, będzie wołać mama i płakać. Na tatę jest taka sama reakcja „Maaaamaaa!”. I owszem, pewnie kiedyś sama zaśnie, ale ja nie mam ochoty czekać następne parę lat ;) Tzn. właściwie pół biedy z samym zasypianiem wieczorem, aż tak długo to nie trwa i mogłabym siedzieć, ale chodzi o to, że jak dziecko jest nauczone zasypiać wieczorem samo w łóżeczku, to potem jak się budzi w nocy – to też zasypia, a nie woła mamę.

  6. BeStIa:

    Z Pawelkiem jest dokladnie taki sam problem jak z Hania – ale Ania nie rozumie tego, ze rozpuscila dziecko tylko mowi mi, ze sie nie znam bo nie mam dzieci ;)

    Po czesci sposobem na niego jest mowienie, ze ‘mama posiedzi i go popilnuje’. Oczywiscie nadal zdarza mu sie wrecz domagac sie krzykiem i placzem zeby sie z nim polozyla, ale jakos bardzo powoli pojawia sie nadzieja na wybrniecie z problemu.

    Co ciekawe, zauwazylem ze kiedy Pawcio spedzal czas tylko ze mna to nie sprawia takich problemow. Klade go do lozeczka, wychodze z pokoju a po 5-10 minutach dziecko spi. Ale to tylko wtedy, kiedy wie ze Ani nie ma w domu – jesli jest w drugim pokoju to zaczynaja sie wrzaski ‘mamaaaaa!’ i placz.

    U nas dodatkowym problemem jest przebudzenie sie dziecka. Zawsze jest tak, ze obudzi sie i siada na lozku a nastepnie drze buzke za mama. Nie wstanie, nie wyjdzie z pokoju tylko siedzi i ryczy.

    Niestety, takie sa efekty rozpieszczenia dziecka i pokazania mu, ze jak tylko jeknie to mama juz zaraz jest obok i tuli.

  7. jo:

    No to akurat ja mam doświadczenie w takim samym usypianiu. Od łóżeczka przeszłam najpierw na kanapę (pamiętasz Gościsława, prawda?). Jak Emila jęczała, to mówiłam, że jestem blisko, żeby ją uspokoić. Po kilku dniach przeszłam za kanapę do biurka. Zasypiała już raczej swobodnie. Potem chyba nawet odważyłam się i wyszłam do kuchni czy łazienki. Tak więc to działa. Wycofuj się do skutku.
    Chociaż… (zawsze jest jakieś chociaż) potem nam się rozchorowała i znowu była lipa, pamiętam, że musiałam znowu z nią być. A potem jakoś koło 2 roku życia nagle jej się odmieniło i zaczęła zasypiać sama.

    Ale, ale. Do tej pory po przebudzeniu w nocy często nas woła, albo przyłazi do nas. Nie zawsze, ale jednak często :/ Jedno dobre w tym, że sama potrafi wracać do siebie. Czy muszę dodawać, że nie zawsze? Reguł nie ma :)

  8. magdalena:

    a wiesz właśnie mi się przypomniało, że moja znajoma nauczyła małą zasypiać przez podawanie czopków Virbukolu- to są jakieś na uspokojenie na ząbki chyba, ale podawała swojej małej co wieczór przez chyba 3 tyg / w aptece pani powiedzala jej że są homeopatyczne i nie można jej uzależnić / i po tym mała juz sama zasypiała. Nie wiem czy ja bym się na coś takiego odważyła, ale jej pomogło.

  9. Madzia-:

    Hania dostawała Viburkol na noc, jak miała kolki (haha, kolki – chciałabym, żeby nasze drugie dziecko miało tylko takie kolki jak Hania!), faktycznie działał trochę uspokajająco, lepiej spała. Ale nie wydaje mi się, żeby teraz taki czopek uspokoił ją na tyle, żeby nie protestowała, kiedy mama wychodzi ;)

    Ale nic to, damy radę – już siedzę nie przy samym łóżeczku tylko pół metra dalej ;)

    Niestety, okazało się, że miś Dudu ma jedną wadę – jest tak mały, że ginie w nocy w łóżeczku i Hania się budzi, bo nie może go znaleźć, i woła „Dudu, Dudu!” :) Próbujemy więc zamienić Dudu na pomarańczowego kota, specjalnie w tym celu wyciągniętego z pudła na pawlaczu.

  10. babsko:

    Madzia ja bym zrobiła tak jak pisałaś w ostatnich dwóch zdaniach :)

    odstawiałabym krzesełko coraz dalej od łóżeczka; gdy Hania zawoła to się odezwiesz, może podejdziesz do niej ewentualnie

  11. Madzia-:

    Hehe, przyznam się – siedzę na podłodze (no, na poduszkach), bo ten pokoik jest tak malutki, że obok łóżeczka się krzesło nie zmieści ;) I nawet odsunąć się zbytnio nie mogę, tzn. teraz siedzę oparta o ścianę, czyli pół metra od szczebelków (ściana). Na razie niunia jeszcze marudzi i domaga się, żebym była bliżej, ale następny krok to już siedzenie na progu (bo drzwi są tuż obok).

  12. Kayla:

    Ja myśle, że siedzenie na progu, to bardzo dobry pomysł. Potem siedzenie za progiem itd, aż do pełnego wycofania. Kolejny krok rób, kiedy poprzedni już dobrze działa.

  13. apucia:

    To jest rzeczywiście problem, pocieszę Cię, mamy ten sam… Fizycznie nie mam siły, aby nie połozyć się obok dziecka, bo Piotruś wcale tak od razu nie zasypia. dobrze jest tak, jak radzi superNiania, siedzieć przy dziecku tylko i wyłącznie i czekać aż zaśnie, nie dotykać, nie dawać się wciągać do rozmowy. ja odzywam się, bo jak Piotruś wstaje, to mówię mu, żeby się położył, żeby zamknął oczka. Ale efekt jest taki, że to trwa nawet godzinę, a ja jestem wściekła, bo ani nic nie porobię w tym czasie, a jak się położę, to potem jestem rozespana…

Leave a Reply