Fasolka
2009-03-18 Madzia-Nie, nie chodzi o tę dzidzię, którą mam w środku
Dziś rano Hania wycięła pierwszy w swoim życiu numer – to i tak nieźle, długo się powstrzymywała. Otóż włożyła sobie do nosa fasolkę. Malutką i czarną. Dobrze, że przyszła i się przyznała, bo inaczej byśmy za Chiny nie zauważyli – nawet świecąc latarką w nos nie dało się jej zobaczyć:
-Mamusiu, dłubałam w nosie, zieby wyciągnąć fasiolkę, ale nie chciała wyleźć…
Trochę spanikowałam, bo nie mogłam sobie wyobrazić, jak można jej to ziarenko wygrzebać gdzieś z zatok. Na szczęście okazało się, że tysiące lat wpychania sobie przez dzieci różnych drobiazgów do nosa zaowocowały wymyśleniem odpowiednich narzędzi i w szpitalu pani doktor zagiętym drucikiem fasolkę wyciągnęła.
Hania twierdzi, że już zrozumiała, że nie można sobie niczego do nosa wkładać, i że więcej nie będzie. Tfu, tfu, na psa urok.
2009-03-26, 21:49
a to miałaś wrażenia! wiem co mówię – moje dziecko sobie wepchnęło spory kawałek styropianu. Też spanikowałam, ale w końcu udało się go wydłubać… patykiem do szaszłyka
2009-03-26, 22:27
Myśmy nie próbowali grzebać, bo nie byliśmy pewni, czy tam naprawdę coś jest – pani doktor ledwo zauważyła świecąc sobie specjalną lampką.
A Hania przeżywała potem i bawiła się z pieskiem pluszowym: – Piesku! Włożyłeś sobie fasolkę do nosa! Poproszę haczyk!
2009-04-06, 18:15
Hehehe, moja ciocia zrobiła to samo, oczywiscie gdy była dzieckiem Tylko włożyła taką duzą, Jaśka czy jak ją tam zwą