We Will Rock You – Londyn
2010-02-25 slawek-Zabierałem się za ten wpis przez prawie cały rok, ale jakoś nigdy nie mogłem zebrać myśli. Tym razem chyba się udało.
W ubiegłym roku spędziłem kilka dni w Londynie. Nie mogłem zatem nie odwiedzić teatrów muzycznych, zwłaszcza, że mieszkaliśmy na West Endzie. W tym odcinku zdam relację ze spektaklu We Will Rock You.
Na początku muszę przyznać się do tego, że mając do wyboru co najmniej trzydzieści różnych spektakli (London, baby!), zdecydowałem się na taki, który już znam. We Will Rock You pierwszy raz widziałem w Toronto w 2007 roku i tak mi się spodobał, że od tamtej pory miałem w planach powtórkę. Przy okazji ciekawostka. W Toronto udało mi się nakłonić do obejrzenia WWRY kolegę, który pomimo bycia fanem Queen miał opory przed pójściem. W końcu wybraliśmy się jednak we trójkę. Po zakończeniu spektaklu pierwsze słowa całej trójki brzmiały: „To gdzie można kupić bilety na jutro?”
Dlaczego zatem powtórka w Londynie? Właśnie dlatego, że było fajnie za pierwszym razem, po drugie dlatego, że lubię piosenki, które już znam, a po trzecie bardzo chciałem porównać obie wersje.
Na zdjęciu obok widać jak udekorowany jest Dominion Theatre. Wewnątrz podobny klimat, pełen „branding”. Tu od razu pierwsze zaskoczenie. Teatr okazał się być dość leciwy. Tu i ówdzie odpadała farba czy część tkaniny ze ściany. Gorzej niż w Szczecinie. Przy okazji informacja, że w miastach takich jak Londyn nie ma znanej nam szczecinianom wielozadaniowości teatru z powodu braku innych teatrów. Dominion gra jeden i ten sam musical od 2002 roku! Przyznać trzeba jednak, że Canon Theatre w Toronto to znacznie wspanialszy obiekt, przestronny, ociekający złotem i marmurem. Duży punkt dla Toronto.
Przed spektaklem zamieniłem kilka słów z miłą starszą para z prowincji. Byli troche zdziwieni, że jestem drugi raz na tym samym musicalu. Cóż, przy takim wyborze jak tam mają to nie dziwię się, że nie robią powtórzeń. Przy okazji dowiedziałem się, że mam kanadyjski akcent. Starsza pani pracuje z Polakami i na pewno nie mam polskiego akcentu. Kanadyjski, hm, trochę się podłamałem
Na szybko o czym jest We Will Rock You. Akcja dzieje się 300 lat w przyszłości, w orwellowskim świecie, który nie nazywa się już Ziemia a „Planeta Centrum Handlowe” (Planet Mall). Rządzi komercja i plastik, a indywidualizm tłumi się w zarodku. Muzyka generowana jest wyłącznie z komputerów, a instrumenty muzyczne są zakazane. Ostatni przyczółek normalności stanowią wywrotowcy, nazywający siebie Bohemians. Główny bohater, Galileo, i jego przypadkowo napotkana towarzyszka, Scaramouche, pragną dołączyć do Bohemians, by wypełnić proroctwo, które obiecuje przywrócenie dawnego porządku.
A jak oceniam londyński spektakl? Przede wszystkim wokalnie był lepszy od kanadyjskiego. Niestety nagłośnienie nie było najlepszej jakości, ale i tak dobrze się tego słuchało. Wiadomo, Queen, znam to lubię Aktorsko też było nieźle. Ciekawy miks akcentów na scenie, zwłaszcza że jeden z aktorów posługiwał się bardzo silnym szkockim, a inny bardzo silnym afrykańskim (tu już nie potrafię namierzyć kraju).
Warto wspomnieć o lokalizacji, tzn. lekkim dostosowaniu scenariusza do realiów UK. Dla przykładu finałowa scena ma miejsce na Wembley. Opadnięcie szczęki wywołała jednak wyjeżdżająca spod sceny, kompletna i cholernie realistyczna zniszczona stacja metra. Nie miałem pojęcia że te „dziury” w scenie robią aż tak wielkie.
To tyle. Musicale nie są fabularnie skomplikowane. Mnie ten konkretny zauroczył, bo grano i śpiewano to co lubię, a do tego często zmieniano dekoracje, kostiumy, etc. Jednym słowem coś się na scenie dzieje. Sympatyczne jest dyskretne zmierzanie scenariusza w kierunku finałowego wykonania Bohemian Rhapsody. Trochę tu spojluję, wiem, ale osobiście byłem przerażony faktem, że dzieło skończone, a hymnu brak. Na szczęście był.