Jak to się stało?
2009-09-20 slawek-Tatusiu, ja chcę wyglądać jak Barbie.
W którym miejscu popełniliśmy błąd?
Tatusiu, ja chcę wyglądać jak Barbie.
W którym miejscu popełniliśmy błąd?
Czy tylko ja mam wrażenie, że tekst „Prywatny świat córki premiera” umieszczony na okładce „Vivy” stanowi pewien zgrzyt?
A swoją prywatność chroni tym razem Joanna Liszowska, w wielu różnych gazetach. Szczególnie spodobał mi się wywiad w którymś z ostatnich numerów „Vivy”. Otóż pani aktorka jednym zdaniem (właściwie to było nawet jedno słowo…) skwitowała tam to, nad czym ostatnio pracuje, a następne parę stron było już na ciekawsze tematy. Ale nie prywatne, skąd, przecież ona już zmądrzała i nie opowiada o prywatnym życiu.
Tak się egoistycznie cieszyłam, że Hania pójdzie do przedszkola i będzie miała wreszcie towarzystwo dzieci, a ja trochę luzu. A teraz patrzę przez okno, jak ten malutki ludzik idzie przez ulicę, trzymając tatę za rękę, wiem, że będzie płakać za chwilę, i że zostanie tam sama, i mi się serce ściska…
Wszyscy wiedzą, że warzywa i owoce są zdrowe. Nabiał też jest zdrowy. Trzeba jeść warzywa i owoce pięć razy dziennie. Ale nie wtedy, jak się karmi piersią. Tzn. wtedy właściwie też, tylko nie wiadomo jakie, bo nagle się okazuje, że nie są zdrowe, tylko wzydmające/zakwaszające/uczulające/whatever. Brokułów nie można, kalafiora nie można, kapusty nie można, fasolki nie można, groszku nie można, kalarepki nie można, malin nie można, truskawek nie można, pestkowych owoców nie można, jogurtu nie za dużo, „bo zakwasza” (??)… Pozostaje gotowany kurczak i ziemniaki. Albo ryż. Albo nie dać się zwariować i jeść wszystkiego po trochu, nieustannie ciesząc się, że dziecko jakoś samo z siebie przestawiło się z butelki na cycka! I pięknie rośnie (dziś byłyśmy zważyć Zuzię, 300 g na tydzień to nieźle).
A tak poza tym to chciałam powiedzieć, że zdecydowanie zgadzam się z moją przyjaciółką Ewą, która twierdzi, że każdej kobiecie po urodzeniu dziecka powinna wyrastać dodatkowa ręka. Względnie nawet dwie.
Np. w szpitalu nie jest dobrze. Zupełnie niefajnie w szpitalu jest. Zuzia coś wie na ten temat, bo piętnaście dni ją w szpitalu trzymali i nie była pani zadowolona, nie była pani zadowolona. Mama, tata i Hania też nie byli zadowoleni. Na szczęście od wczoraj wieczór jesteśmy z Zuzią w domu, nie ma innych płaczących dzieci, nie ma wyjących monitorów tętna i nikt nie kłuje Zuzi w piętę, żeby krew pobrać. Chociaż na pewno jeszcze parę razy będzie kłuta, na różnych kontrolach i badaniach, ale jednak co dom to dom. Oby już było dobrze i zdrowo. Trzymajcie kciuki – jak wszyscy trzymali kciuki za mój łatwy poród to proszę, urodziłam jak na filmie, w pięć minut.
Dodajemy do rodzinnego kalendarium dzień 2009-07-09. Dziś urodziła się Zuzia. Parametry: 3.2kg, 54cm. Tym razem poszło nam znacznie szybciej. Zuzia zaczęła się pchać z samego rana, ale do szpitala zajechaliśmy dopiero przed 13:00. Najpierw bardzo długo czekaliśmy na izbie przyjęć. Dzisiaj mieli jakieś lokalne ekstremum ilości urodzeń, dlatego na porodówkę trafiliśmy dopiero ok 14:40, i to też nie na salę, a na korytarz. O 15:05 zaczęło się na dobre. W trybie pilnym („trzymaj”, „nie przyj”) przerzucili Magdę na salę. O 15:10 było po wszystkim Dwa skurcze załatwiły sprawę. Poprzednio (z Hanią) pierwsza faza trwała 11h, a druga 2h, dlatego dzisiaj byliśmy w wielkim szoku i bardzo szczęśliwi, że tak szybko poszło. Mama czuje się bardzo dobrze, Zuzia też nie narzeka. Dziękujemy za wszystkie gratulacje i życzenia
W prasie kolorowej, czytywanej przeze mnie nałogowo, znalazłam ostatnio informację, która mną z lekka wstrząsnęła. Otóż marka Playboy wprowadza do sprzedaży cztery nowe zapachy i w ramach promocji (!) prezentowali je ekhm… ambasadorowie… Uwaga: Samuel Palmer (??), Ivan Komarenko (…), Żora Korolyov (…) i Krzysztof „Diablo” Włodarczyk (o losie).
Wnosząc z doboru „ambasadorów” zapachy będą dostępne w kioskach Ruchu i Kolportera, a jeśli w marketach, to od razu w koszach z przecenami. To już nawet nie jest Polska B, to jest jakieś nie wiem co. Cytując klasyka „Jak coś może być dobre, jak się nazywa Ivan i Delfin?” Żałość, po prostu żałość.
PS. A w Vivie, na piętnastu stronach, Kasia Skrzynecka chroni swoją prywatność w wywiadzie oraz sesji zdjęciowej z podróży przedślubnej.
Przychodzi człowiek z gazowni, otwiera szafkę z licznikiem i okazuje się, że mamy w domu klamerki do prania. Jak miło, bo akurat potrzebuję. Żeby takie malusieńkie skarpeteczki powiesić.
Sławek:
- Haniu, wychodzę do pracy, papa!
Hania:
- Wynieś śmieci!