Zapraszamy na:
Blog twórczy Madzi (uwaga, ładne rzeczy!)
SzybkoLog Sławka (uwaga, bzdury!)

Plusy i minusy

2006-12-11  Madzia-

Święta, prezenty, itp., człowiek zamawia różne rzeczy przez net i czeka na przesyłkę. I wychodzą plusy ujemne i plusy dodatnie różnych firm…

Czytaj dalej »

Pożar u dominikanów…

2006-12-06  Madzia-

Dziś się dowiedziałam, że 20 listopada spaliła się dominikańska Bazylika pod Blachą, czyli stara kaplica przy kościele dominikanów… Całkowicie zniszczona zakrystia, spłonęły szaty liturgiczne i księgi, zabytkowa monstrancja stopiona, zniszczone pomieszczenia świetlicy i duszpasterstwa akademickiego. Jestem po prostu w szoku – raz, że pożar, a dwa, że dopiero teraz się dowiedziałam, przez tyle dni jakoś nie natknęłam się na nikogo, kto by mi o tym powiedział, dziwne. Mój brat byl w Szczecinie, miał iść do dominikanów na Mszę, ale chyba w końcu nie poszedł, bo by coś powiedział przecież.

Przyczyny pożaru są badane, a dominikanie planują odbudowę kaplicy, bo była bardzo potrzebna (mimo, że obok jest klasztor i nowy kościół, to w kaplicy dużo się działo). Więcej informacji na stronie dominikanów szczecińskich.

Co dziwne ale i pocieszające, ocalało stojące w salce duszpasterstwa akademickiego pianino Sławka — widać je na zdjęciu. Może jeszcze da się na nim pograć, chociaż jeśli zostało zalane przy gaszeniu pożaru, to chyba nie bardzo…

Dlaczego jeszcze mnie to dziwi?

2006-12-04  slawek-

Ukończenie przez Hanię trzeciego miesiąca życia oznacza konieczność profilaktycznego badania okulistycznego. Zdobyliśmy zatem numer telefonu oraz informację, że rejestracja zaczyna się o 7:30. I co? I, jak się zapewne domyślacie, nic! Polskie placówki zdrowotne mają to do siebie, że numer telefonu posiadają wyłącznie w celu zapełnienia miejsca na pieczątce. Pół godziny wiszenia na słuchawce nie przyniosło rezultatu.

Na drugi dzień wybrałem się osobiście — o ósmej. W rejestracji zastałem panią, która kulturalnie poinformowała mnie, że „pani rejestrująca będzie o dziewiątej i tu ma pan numer i proszę dzwonić, bo ja nic nie wiem”. A w ogóle to wiadomo, że o 7:30 nikt telefonu nie odbiera, bo tu są wtedy ludzie „i jak Pan to sobie wyobraża?”. Przebojowo! Telefon po dziewiątej do „pani rejestrującej” skończył się informacją, że należy zjawić się raniutko o 7:30 osobiście w rejestracji to wtedy może się uda. Dlaczego? Bo na telefon to się nie rejestruje na bieżące wizyty, tylko na termin, a na termin to się nie da, bo do końca roku wszyyyystko zajęte. O matko, to pewnie rano w rejestracji jest niezły Sajgon!

No to zjawiłem się ledwie żywy w środku nocy na rejestracji i — o dziwo — zostałem wysłuchany. Udało się umówić wizytę na 11! Nie nie, dalej już bez przygód. Załatwiliśmy co trzeba. Nasuwa się tylko jedno pytanie. Dlaczego tak zażarcie broni się dostępu do okulisty w momencie, kiedy od 11 do 12 zjawiło się pod gabinetem zaledwie troje (słownie: 3) pacjentów, a przez większość czasu pani doktor siedziała w gabinecie sama?! Gdzie te wszystkie zajęte terminy? Gdzie ci ludzie, którzy od pół roku próbują dostać się na badanie? Odpowiedzi, podobnie jak i słów, brak.

Dlaczego jeszcze mnie to dziwi? Bo najwyraźniej nie przywykłem i nie mam zamiaru przywyknąć do takiego stanu rzeczy. Jeśli nie mogę walczyć z systemem to przynajmniej opieprzę od czasu do czasu wredną panią z rejestracji — ale to niewielka ulga.

Byliśmy w kinie: Infiltracja (The Departed)

2006-11-21  slawek-

Wstęp
Za Leonardo DiCaprio ciągnie się „zła sława”, przynajmniej u męskiej części widowni. Facet ma przyklejoną etykietkę „słodkiego kochasia” (wiadomo po czym). A u mnie nie ma — bo po pierwsze nie poleciałem 10 lat temu do kina na wiadomo co, po drugie uwielbiam „Człowieka w żelaznej masce„, a po trzecie świetnie zagrał w „Złap mnie, jeśli potrafisz„. Tyle.

Matt Damon. Genialny w „Buntowniku z wyboru„, bardzo dobry w wielu filmach w drugim planie, ale niesamowicie płaski w obu Bournach i beznadziejny we wszystkim czego dotykał Kevin Smith. Mam lekkie uczulenie na gościa i to wcale nie z jego winy. Po prostu jego osoba nierozerwalnie łączy się z Benem „dupką” Assfleckiem (tak, staram się maksymalnie go obrazić). Tyle.

Drugoplanowy Mark Wahlberg. Uwielbiam jego postać w Rock Star. Tyle.

Rozwinięcie
Poszedłem z pandim na „Infiltrację„. Wiedziałem, że na IMDb figuruje już w pierwszej setce filmów wszech czasów. A takich filmów z reguły nie lubię. Taka pozycja wskazuje często na to, że film jest trudny, skomplikowany, zakręcony, popieprzony lub po prostu nudny (bo dla mnie kino to rozrywka, a nie refleksja i studium życia).

Na szczęście okazało się, że nie jest źle. Mało tego, jest wyśmienicie. Głównie ze względu na wiarygodnych bohaterów, bardzo dobrze zagranych przez pierwszoplanową parę. Świetną robotę zrobił też Jack Nicholson – jego Frank Costello jest demoniczny, odrażający i w żadnym razie nie przerysowany (gdyby ktoś doszukiwał się analogii do Jokera).

Fabuła obfituje w sporą liczbę ciekawych zwrotów akcji, choć był taki moment w którym kolejny taki zabieg spowodował u mnie ironiczny uśmiech i przywołał skojarzenia z produkcjami Tarantino (co komplementem w żadnym razie nie jest). W każdym razie zapobiegały znudzeniu. A było kilka przydługich momentów w których chciałem wychodzić, ale pewnie dlatego, że poszliśmy na wieczorny seans i byłem najwyraźniej zmęczony.

Sporej dawki humoru dodała filmowi postać porucznika Dignama (Wahlberg). Jego tyrady i potyczki słowne (łagodnie rzecz ujmując) ze wszystkimi dookoła to prawdziwy dialogowy majstersztyk. To głównie dzięki niemu w filmie można doliczyć się w sumie dwustu trzydziestu siedmiu wystąpień słowa „fuck” ;-)

Interesujące jest to, że wchodząc z kina czuje się mimo wszystko sympatię do głównych bohaterów… z wyjątkiem Costello oczywiście.

Na koniec kilka ciekawostek. Nicholson zdecydował się wziąć rolę Franka głównie ze względu na to, że po serii komedii chciał znowu wykreować czarny charakter, a według jego słów Costello jest złem wcielonym. Początkowo rolę miał dostać Robert De Niro, ale musiał zrezygnować (na całe szczęście). Jedną z pierwszoplanowych ról miał początkowo wziąć Brad Pitt, ale na szczęście był zajęty innym projektem. I ostatnie co filmowi wyszło na dobre to fakt, że DiCaprio zrezygnował w innego projektu, żeby zagrać w Departed.

Zakończenie
Rozpisałem się. więc nie będzie zakończenia. Napiszę tylko, że szczerze polecam :-)

P.S. Nie wspomniałem jeszcze, a dla wielu to będzie dodatkową rekomendacją, że film wyreżyserował Martin Scorsese.

Znowu fotki

2006-11-19  Madzia-

Parę nowych zdjęć można obejrzeć :)

Laurka

2006-11-17  Madzia-

Wpis o Babciach i Dziadkach miał się tu znaleźć z okazji jakiegoś dnia babci albo innego pasującego święta, ale postanowiłam tę laurkę wypisać już teraz, bo jest za co :) Uwaga, będę słodzić!

Otóż chciałam niniejszym oznajmić, że zarówno Rodziców jak i Teściów wygrałam na loterii i są oni jak trafienie szóstki w totolotku. Zawsze uważałam moich Rodziców za cudownych ludzi i bardzo ich kocham, a odkąd poznałam Rodziców Sławka mam o nich takie samo zdanie, jak o moich. A ta cudowność i wspaniałość jeszcze bardziej objawiła się, kiedy byłam w ciąży i potem, kiedy Hania się już urodziła.

Gdyby nie pomoc obu Babć, to niechybnie zwariowałabym po dwóch tygodniach od urodzin Hani, bo miałam doła poporodowego i widziałam swoje życie w czarnych barwach. A one kochane, nie tylko mnie pocieszały, wspierały, tłumaczyły, przytulały, ale też przynosiły jedzenie (przez dwa miesiące po porodzie praktycznie nie musiałam gotować żadnych obiadów), pilnując, żeby było dobre dla mnie karmiącej, i zajmowały się Hanią. Moja Mama (mimo, że ma swoje zajęcia i zainteresowania) często z Hanią zostaje, albo zabiera ją na spacer, dzięki czemu mogę się gdzieś sama ruszyć z domu. Mama Sławka jak przyjeżdża też zajmuje się dzidzią, dodatkowo przywozi pyszne jedzonko, na które wcześniej zbiera zamówienia (jej krupnik i kluski ziemniaczane to bym mogła jeść na okrągło). A kiedy udzielają rad albo przedstawiają swoje zdanie, to nigdy go nie narzucają i nie gniewają się, że mamy swoje sposoby na życie :) Są absolutnie CUDOWNE i KOCHANE.

Natomiast nasi Ojcowie, oraz mój brat Grzesiek, stanowią nieocenioną pomoc w sprawach remontowo-budowlanych, samochodowo-transportowych oraz w zakupach sprzętu elektronicznego ;) Za co również jesteśmy ogromnie wdzięczni.

Przy okazji, skoro już jesteśmy przy wdzięczności, chciałam podziękować moim najkochańszym przyjaciółkom, Asi i Ewie, za: wózek, łóżeczko, fotelik samochodowy, leżaczek, kojec, wanienkę, kocyki, zabawki i stosy ubranek, bo dzięki nim zaoszczędziliśmy kupę forsy ;) oraz Agnieszce za kołyskę i wyciągnięcie mnie na spacer ;)

Lubię te piosenki, które już znam

2006-11-11  Madzia-

Wczoraj miałam wychodne. Moja mama została z Hanią, a ja poleciałam w wielki świat, czyli do Galaxy, ze szczególnym uwzględnieniem Empiku i jego kawiarni. W tymże Empiku, przy kawie, poczytałam sobie gazety, m.in. Machinę. Uważam nadal, że kupować jej nie warto, ale przeglądam, i tym razem znalazłam nawet ciekawe wywiady, z Łazuką i Krzysiem Krawczykiem. Natchnięta wywiadem kupiłam od razu nową płytę Krawczyka „Tacy samotni”. No i…

Płyta jest raczej średnia. W porównaniu do wcześniejszych dwóch – wtórna, jak z poprzedniej epoki. Brakuje nowoczesnych brzmień, piosenki są podobne do siebie, żadna nie wpada w ucho. Po świetnych, świeżych piosenkach z płyty „To co w życiu ważne…” – rozczarowanie. Daje się słyszeć, że to już nie Smolik aranżował/produkował. W wywiadzie Krawczyk mówi, że ta płyta miała być bardzo osobista, a teksty, mimo, że nie on je pisał, mówią prawie dosłownie o jego doświadczeniach życiowych. Ta dosłowność nie zrobiła dobrze tekstom, brak im takiej szerszej perspektywy, niedopowiedzenia, dzięki któremu więcej osób może uznać te słowa za swoje. Po kilku przesłuchaniach na razie tylko „Anioł obok śpi” i „Kochaj mnie w niepogodę” ratują trochę ten krążek (chociaż ta druga piosenka, śpiewana z dziwną manierą, może zacząć szybko irytować). Za to płyta jest bardzo ładnie wydana, minimalistyczna czerń i proste napisy. Ech, włączę sobie chyba „Trudno tak, razem być nam ze sobą…” na pociechę ;)

Nie byliśmy w kinie…

2006-10-26  Madzia-

No bo wiadomo, dziecko trzeba karmić systematycznie, więc na razie ze wspólnych wypadów do kina nici (chyba, że na seans dla matek z dziećmi?). Ale obejrzeliśmy sobie ostatnio w domu kolejny film o napadzie na bank, jego polski tytuł to „Teoria chaosu”. Recenzje były niezłe, spodziewałam się czegoś w rodzaju świetnego „Planu doskonałego”. Niestety, film okazał się okropnie nudny, wtórny, a pytanie, które sie nasuwało podczas całego seansu to: Ale o ssso chodzi? Niby fabuła zakręcona, niby zwroty akcji niespodziewane, a mimo to wszystko jakieś takie… banalne.

Policjanci co chwila wpadają do jakiegoś zaciemnionego domu i biegają z pistoletami od drzwi do drzwi (obowiązkowa scena kiedy wpadają na siebie dwie grupy policjantów i oddychają z ulgą), detektyw ściga motorem uciekającego bandytę (nuuuuuudaaaa….), ten sam detektyw innego bandytę gania po porcie między kontenerami (staaaaaare…), ten sam detektyw biega w szoku po holu lotniska, kamera kręci się dookoła, czyli proszę państwa, oto wrażenie chaosu (baaanał…). Obejrzeliśmy do końca tylko dlatego, że film był wyjątkowo krótki ;) Generalnie nie polecam.

Na następny seans szykuje się „Ultraviolet”. Na razie wiem tylko tyle, że to trochę fantastyka i że na motorze pomyka Mila Jovovich. No, zobaczymy :)

To czytam

2006-10-23  slawek-

Być może niektórzy zauważyli w blogu sekcję „To czytam”. To miejsce gdzie umieszczam linki do blogów i serwisów, które czytuję (ja, nie Magda). Każdy użytkownik internetu czyta. Wszyscy mamy swoje ulubione serwisy informacyjne, a w dobie blogów również mniej lub bardziej pokaźną ich listę.

W moim przypadku ta lista przekroczyła dzisiaj 80 linków! Czy to przegięcie? Marnowanie czasu? Wyjaśnię dlaczego nie…

Czytaj dalej »

Szmaciany kot :)

2006-10-21  Madzia-

Jestem w szoku, Hania bawi się szmacianym kotem :)
Chciałam ją zostawić na chwilę na łóżku i żeby się nie nudziła pomachałam jej nad głową ślicznym szmacianym kotem, którego dostała w prezencie od wujka Bimbełta i wujka Pandiego. Popatrzyła z zainteresowaniem, więc położyłam kota z boku, żeby dobrze go widziała. A tu Hani łapka, wpychana dotychczas do buzi, zaczyna wyraźnie machać w kierunku zabawki :) Przysunęłam kota bliżej, żeby dziecko miało zasięg, i dopiero było ciekawie – rączka leci do zabawki i zahacza, normalnie dzidzia chce złapać kota ;) Czyli w ósmym tygodniu życia zaobserwowaliśmy początki koordynacji ruchów łapek :)